Strona:PL Waleria Marrené-Walka 295.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla świętej sprawy prawdy i postępu daremne nie będzie wierzę, iż ludzie, których dzisiaj zwyciężyło życie, jutro muszą być zwycięzcami, jeśli walczyli pod sztandarem sprawiedliwości, że ci, co cię kochają prawdziwem uczuciem znajdą się gdzieś po za światem...
I gdy to mówił, zaledwie słyszalnym głosem, tajemniczy uśmiech wystąpił mu na usta. Nagle źrenice jego się ściągnęły, jakby uderzone światłem olśniewające, drżące wargi poruszyły się lekko.
— Prawda — sprawiedliwość wyszeptał, i wyciągnął ramiona, jakby te największe słowa życia nabierały dla niego widomych kształtów, ogarniały go olbrzymią pięknością i osłaniały mu tajniki śmierci.
Kobiety pochyliły się, ku niemu, ale on ich już nie widział. Głowa zwisła mu na piersi, duch jego uleciał w tych ostatecznych słowach.
One milczały ogarnione cichem przerażeniem, jakby lękały się łzami swojemi zmącić jasnego spokoju umarłemu. Martwe jego źrenice odbijały jeszcze błękit nieba i ostatnie blaski zachodu; one nie śmiały ich zamykać. Złożyły ręce jego na piersiach i pozostały tak, jak gdyby on mógł widzieć ich jeszcze.
Powoli konało słońce, mrok zapadał, gwiazdy wypływały jedna po drugiej, rzucając drżące światło na tę scenę boleści, — oue były nieruchome. Dopiero gdy noc zupełna ogarnęła pokój, podniosły się z wolna i rzuciły z tłumionem łkaniem w objęcia jedna drugiej.
Miłość, która ich jednoczyła, pozostała im spuścizną po śmierci ukochanego i wespół z jego pamięcią miała ozłacać ich smutną dolę.




Tak rozwiązał się dla tych kilku osób dramat życia. Jedni osiągnęli jak Placyd cel marzeń, inni ulegli prześla-