Strona:PL Waleria Marrené-Walka 281.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak pan uważasz? wszak Rawin co do wartości równa się prawie z Rubinowem?
To porównanie w największym stopniu nie podobało się panu Heliodorowi, tembardziej, że nie rozumiał do czego zmierzało; nie śmiał przeczyć, a nie miał ochoty potwierdzać.
— Hm! mruknął oględnie, nie znam tak dokładnie Rawina.
— Pan Salicki tak zawsze nieomylny, wydający tak stanowcze wyroki, teraz dał tę niewyraźną odpowiedź; był to fakt niesłychany, dowodzący, jak głębokie przeobrażenie stało się w jego umyśle.
— Ale przecież, mniej więcej, nalagał Placyd, któremu widać chodziło o zupełne zapewnienie sobie tego punktu.
— Tak, mniej więcej, powtórzył Salicki.
— Pokażę panu, mówił dalej Placyd, hypotekę Rawina; osądzisz pan sam co spłaciłem, co mi spłacić zostaję.
— Ale na cóż to, kochany panie Ziemba? przerwał zdumiony i niespokojny Salicki.
Placyd powstał, wyprostował się i zbliżył z miną uroczystą do dawnego pryncypała.
— Zamierzam, odparł, prosić pana o rękę panny Oktawii,
Na tak niesłychane żądanie pan Heliodor osłupiał. Miał ochotę zawołać na służbę i wyrzucić za drzwi Placyda Ziembę, który niepomny swego nizkiego pochodzenia i stanowiska, śmiał podnosić oczy na jego własną córkę ale jemu tak samo jak Oktawii rozwaga nie pozwoliła usłuchać tej ślepej zachcianki. Zbladł tylko przygryzając usta, a Ziemba rzuciwszy te słowa na pierwszy ogień mówił dalej niezmieszany wcale:
— Możesz pan ocenić stan mego majątku, a zapewne nie wątpisz, że w moich rękach majątek ten powiększać się