Strona:PL Waleria Marrené-Walka 235.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ziemba niezrażony ciągnął dalej:
— Wiadome są panu hrabiemu zapewne tradycje tego pałacu, świadczące o ukrytym skarbie.
— Ach! więc to o skarbie chcesz pan mówić! przerwał hrabia oddychając głęboko, jakby objaśnienie to wróciło mu spokojność, ale razem odebrało nadzieję.
— Tak, jest nawet w działach familijnych klucz, w którym znajdował się ten pałac, miał zawsze podwójną wartość jako zawierający ukryte klejnoty, kosztowności i sztabę czystego złota.
To szczegółowe opisanie skarbu podwoiło ciekawość hrabiego, bo część jego jemu samemu była nie znana, i zdawał się badać, czy Placyd zaczerpnął je istotnie w jakiem pewnem źródle, czy też pochodziły tylko z jego bujnej wyobraźni.
Rrzeczywiście, odparł po chwili, w działach wspominano zawsze o ukrytym skarbie; wszakże dziad mój i ojciec szukali go napróżno a ja sam próbowałem nieraz...
— To dowodzi tylko, przerwał Placyd, że szukano źle a raczej na oślep...
— Jakto! zawołał hrabia tknięty temi słowy, a więcej jeszcze tajemniczym wyrazem twarzy, który im towarzyszył jakto! czy pan wiedziałbyś?...
Ale Placyd nie miał wcale zamiaru odpowiedzieć wyraźnie, i wprzódy spytał oględnie:
— Co dałbyś, panie hrabio, za wskazanie właściwego mejsca?
— Zkądże pan to wiedzieć możesz? przerwał Leon.
Placyd uśmiechnął się lekko.
— To najmniejsza, wyrzekł powolnie; jeszcze raz, co dałbyś za to panie hrabio?
Pytanie było wyraźne, a jednak hrabia patrzał na niego osłupiałemi oczyma, trąc czoło białą ręką. W tej chwili agent pana Heliodora przybierał w jego wyobraźni ja-