Strona:PL Waleria Marrené-Walka 222.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i szlachetność zbytnią; ja chcę, chcę zwyciężyć w imię jasnéj prawdy, w imię niewzruszonych zasad, których jestem wyznawcą. A jeśli padnę nie doszedłszy celu, nie zwycięży mnie świat, ani ludzie, ale zabierze mnie z pola walki Ten, co jest po nad światem.
Umilkł, twarz jego jaśniała owym świętym zapałem co tworzy męczenników i łoże tortur zamienia im w rozkosz. Podniósł w górę oczy, i zdawało się, że ten znak zniszczenia napiętnowany na jego czole stawał się coraz wyrazistszy, że zagrobowe blaski zapalały się w jego źrenicach, a w piersi ozwał się suchy głęboki kaszel, jakby na widoczne świadectwo, że zaród śmierci tkwił tam nieuśpiony. Po raz pierwszy wspominał o przeczuciu zgonu; może wiedział, że zgon zbliżał się zwolna nieubłagany, nieodżegnany ani trwogą matki, ani miłością Jadwigi, ani siłą woli, z jaką znosił i walczył.
Fulgenty powstał wreszcie przetrwożony ważnością położenia, które miał czas rozważyć.
— Panie Lucyanie, wyrzekł jeszcze drżącym głosem ściskając ręce jego gwałtownie: dziękuję ci! wyświadczyłeś mi wielką przysługę, mówiąc prawdę otwarcie; powinienem według niej postąpić.
Twarz jego była blada bardzo, i po nad brózdami, które ją krajały, napiętnowała się boleść nagła, straszna, głęboka.
— I cóż pan chce uczynić? spytał Lucyan przerażony postanowieniem wyrytem w jego oczach.
— Co? mówił uczony zaledwie słyszanym głosem: powinienem szanować jej spokój i dobre imię, powinienem zapewnić jej los pracą moją, a sam oddalić się na zawsze od słodyczy jej ogniska.
Przy tych ostatnich słowach brakło mu siły, wsparł się o drzewo bez tchu prawie, a w oczach jego przedstawiło mu się ciche mieszkanie, które mu było od tak dawna światem całym; widział dzieci obstępujące go z taką mi-