Strona:PL Waleria Marrené-Walka 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego, z którym tak niemiłosiernie przy pierwszym spotkaniu obeszła się Oktawia. Prawda, że położenie jego również było inne niż u Salickich, tam był on zawsze podwładnym, tutaj zaś przychodził jako równy proponować wielki interes na swoją rękę. Ubrany był z tą wytworną skromnością znamionującą dobry gust. Na niespodziany widok Maryi zmieszał się nieznacznie, jak gdyby ona mogła była popsuć mu szyki; jednak nie pokazując tego po sobie, skłonił jej się z owym osobliwym szacunkiem jaki ludzie szlachetni mają dla nieszczęścia; odcień ten widać doskonale zaobserwował i potrafił naśladować.
Placyd Ziemba, zająwszy miejsce w fotelu, odezwał się pierwszy:
— Mówiono mi, że pani zamierzasz sprzedać Rawin?
Zamiar ten wił się wprawdzie niewyraźnie po głowie matki Kazi, przecież nie wspominała o nim nikomu. Placyd jednak odgdał instynktownie, iż mógł skorzystać z sercowej katastrofy młodej dziewczyny, i podsuwał go naumyślnie, gdyż rzeczywiście nie słyszał o nim dotąd.
Pani Rawska podejrzliwą nie była, nie umiała też wcale badać zręcznie i używać ludzi jako narzędzi celów swoich; dla tego spytała od razu.
— A pan przychodzisz w imieniu pana Salickiego?
— Nie, pani, odparł z pewnym przyciskiem; tym razem traktuję w swojem własnem imieniu.
Odpowiedź była dobitniejsza niż to zwykle był czynił.
— I pan, wyrzekła pani Rawska z pewnem niedowierzaniem, zamierzasz kupić Rawin?
— To zależałoby od warunków pani, odpowiedział z coraz większą otwartością Ziemba.
Po krótkiej przerwie, mówił dalej:
— Pani, jak słyszałem, nie życzysz sobie dalej gospodarować, zamierzasz osiąść za granicą; ja mam trochę kapitału, znajomości rzeczy, dołożyłbym wiele pracy.
— Ależ pan masz już Zaciszną, odezwała się Marya.