Strona:PL Waleria Marrené-Walka 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I teraz próbowała zawiązać obojętą rozmowę, ale wątek jej rwał się co chwila; oczy jej rozjaśnione siłą woli zachodziły mgłą smutku, myśl uciekała od potocznych przedmiotów i zwracała się do tej jedynej, wiecznie krwawej rany serca, o której przysięgła sobie nie wspominać. Tymczasem matka jej powróciła z kościoła; była to jedna z tych kobiet, których życie upłynęło bez burz i wstrząśnień, ujęte w ciche koło obowiązków, bo ważności ich nie przeszło jej nigdy przez myśl roztrząsać. Ona nie łamała się z żadną trudnością życia, żadnej z utartych zasad nie podawała w wątpliwość; stojąc na progu dwóch przeciwnych wieków, nie domyślała się ich walki; dotąd dano jej było iść swoją drogą, nie troszcząc się o to, co się działo w koło; po niej już droga ta była niepodobną, ale ona mogła nią jeszcze dojść do końca, odbijając dziwnie wśród nowego pokolenia jako zabytek przeszłości. Córkę swoją wychowała ona do łatwego życia, które nie jest udziałem tych, co się zrodzili w wieku rwań, rozterek ducha, prądów ku przyszłości upadków i zwątpień; przeciw tym niebezpieczeństwom, ona Kazi uzbroić nie mogła, nie znała ich zupełnie. Dziewczyna była jej bożyszczem; od pierwszego dzieciństwa spełniała jej wolę. Z miłością spoglądała na jej śliczną twarz, ożywioną wesołym uśmiechem, i żeby tego uśmiechu na chwilę z jej ust nie spędzić, dogadzała jej zachceniom i fantazyom wszystkim. A jednak nadszedł dzień, w którym usiłowania matki, nie starczyły Kazi; nadszedł dzień, w którym dziewczyna zapragnęła tego, czego jej dać nie mogła: obce oblicze wśliznęło się w serce, obca miłość zapłonęła w piersi, nadzieje i myśli przestały zwracać się do matki, radości i smutki od niej nie zależały.
Fakt ten był naturalnym, kobieta przyjęła go może z stłumionym bólem, ale bez niepokoju, uśmiechała się do tego, którego pokochało jej dziecko i gotowa była razem z niem przygarnąć go do serca. Nie podejrzewała zdrady