Strona:PL Waleria Marrené-Walka 166.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tej chwili Jadwiga otworzyła drzwi od swego pokoju. Widocznie nie wiedziała ona o przybyciu gościa, bo twarz jej smutna i pogodna nie zdradzała żadnego żywszego wzruszenia, wychodziła z książką w ręku kierując się do biblioteki, chcąc ją odnieść lub odmienić.
Oktawia zawiązała jakąś rozmowę na prędce i szła z nią razem do biblioteki; była to wielka rzadko nawiedzana sala, w której nigdy nikt nie przesiadywał: z niej prowadziły drzwi do pokoju przeznaczonego na przyjmowanie urzędowych gości lub interesantów. Gdy dwie dziewczyny weszły do biblioteki, w przyległym pokoju dała się słyszeć zmieszana rozmowa, a wśród niej wynurzał się głos jeden głęboki i dźwięczny dobrze znajomy Jadwidze.
Był tam Placyd, Lucyan i Fulgenty. Powitanie dwóch braci było chłodne bardzo. Placyd zmierzył nieufnym wzrokiem nowo przybyłego, domyślając się, że te niespodziane odwiedziny miały powód jakiś, a tego powodu on lękał się instynktownie, bo chociaż nie był w stanie pojąć dobrze młodszego brata, przeczuwał, że go tu tylko sprowadzić mogło żądanie jakieś ważne i gwałtowne.
Jednak jak to zwykle czynił, ukrył to wrażenie i spotkał go w ten sposób, że najbystrzejszy spostrzegacz nie zauważyłby zmiany na jego nieruchomej twarzy. Nie pytał brata po co przybył z tym nieznajomym panem, którego wymówione nazwisko nie oświeciło go w niczem; ale oczekiwał zaczajony w obojętnem milczeniu, aż sami mu się odkryją. Nie czekał długo. Lucyan przemówił od razu:
— Pan Jeżyński przyjechał tutaj jako opiekun rodziny Chylińskich porozumieć się o Zaciszną.
Placyd skłonił głowę w milczeniu, jakby ten ustęp nie wymagał jeszcze żadnej odpowiedzi z jego strony, i zdawał się czekać dalszych propozycyi; ale widząc, że Fulgenty nie śpieszył się z niemi, wyrzekł wreszcie:
— Pojutrze termin ostateczny sprzedaży Zacisznej.