Strona:PL Waleria Marrené-Walka 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Już kilka lat nie widziałem mego brata, nie miałem, nigdy nad nim najmniejszego wpływu, przecież próbować będę zmiękczyć go, przemówić w imię prawdy i rozumu, próbować będę wszystkiego co uczynić potrafię.
— Fulgenty przyjął ofiarę jego w milczeniu, czuł ile to postanowienie kosztować musiało młodego człowieka; przecież nie dziwił się, że je czynił: czy on na jego miejscu nie zrobiłby to samo?
Placyda nie było w Warszawie, wyjechał do Rubinowa, Lucyan więc uwiadomił tylko matkę o nagłej podróży i natychmiast udał się tam z Fulgentym.
Pan Salicki siedział właśnie w poobiedniej godzinie spokojnie zaczytany w gazetach, Oktawia stała w oknie wychodzącem na dziedziniec. Piękna dziewczyna spoglądała w milczeniu na zasłane śniegiem trawniki, na krzewy, których gałęzie obwieszone szronem rumieniły się przy blaskach zachodu, ale z pewnością ta groźna piękność zimowego krajobrazu uchodziła jej oczom, nie zważała na te blade delikatne barwy, któremi zimowe niebo harmonizuje z białym całunem pokrywającym ziemię. Oktawia zbyt wyłącznie zatopiona była sama w sobie, w swoich dumnych i gorących marzeniach, by umiała odczuć tajemnicze piękności natury; stała w oknie zamyślona, gdy turkot dał się słyszeć w dziedzińcu i przed gankiem wysiadło dwóch mężczyzn. Na jednego nie zwróciła wcale uwagi, ale oczy jej spoczęły na drugim wytężone, nieruchome; przetarła je jakgdyby sądziła, że ją wzrok myli lub wyobraźnia okazuje jej widocznie rysy noszone w myśli. To był Lucyan w całej zachwycającej wątłej piękności swojej. Oktawia stała jak wryta, pytając samej siebie; co go tu przywieść mogło? Serce jej wzbierało nadzieją, że ona także nie przeszła obok niego napróżno, że promienie jej spojrzenia nie były stracone i olśniły biednego studenta. Taka była pierwsza myśl dumnej dziewczyny; przywykła do hołdów i uwielbień, sądziła się wszechwładną; ciekawa była tyl-