Strona:PL Waleria Marrené-Walka 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyraźnie błądząc po zaczarowanych krajach marzenia. Wreszcie wstrząsnęła głową, odsunęła rysunek z rodzajem gniewu, na ustach jej osiadł zwykły ironiczny uśmiech.
— Doprawdy, wyrzekła półgłosem: to co ja robię, godne jest panny Jadwigi i jej podobnych; jestem śmieszna.
Był to najstraszniejszy wyraz istniejący w słowniku Oktawii: śmieszność była u niej stokroć gorszą od zbrodni, ale przed samą sobą śmieszność nie istnieje; ona umarłaby ze wstydu, gdyby kto podpatrzył jej nocne zajęcie. Jednak wyrzekłszy to ostateczne słowo, nie zniszczyła niewinnego rysunku, ale starannie schowała go napowrót w szufladę tualety.
W domu państwa Salickich, życie Jadwigi zamknięte było ściśle w kole obowiązków. Uczyła dzieci powierzone jej pieczy, nie mieszając się wcale do otaczającego ją świata. Tylko jedna Oktawia, wbrew zwyczajom swoim, wbrew obojętnej dumie, okazywanej w Warszawie nauczycielce siostry, okazywała się dla niej przyjazną, łagodząc wyraz twarzy i chowając rysie pazurki, zawsze gotowe niższych zadrasnąć boleśnie. Oktawia dla Jadwigi stawała się słodką, łagodną, dobrą prawie; a jednak młoda dziewczyna nie dowierzała tym powierzchownym oznakom: może były one w zbyt wielkiej sprzeczności z jej zwykłem postępowaniem może przy grzecznych słowach dostrzegła nieraz spojrzenie utkwione w siebie ostre i przejmujące; instynkt jakiś ostrzegał ją, że był w tem cel jakiś nieprzyjazny dla niej.
Panna Salicka nie zrażała się przecież wcale tem, że na serdeczne oznaki, Jadwiga odpowiadała z oględnością i z tajemnym wstrętem.
Na drugi dzień po owym wieczorze, który rozstrzygał stanowczo pomiędzy supremacyą ojca i córki na korzyść Oktawii, korzystając z godziny rekreacyi dzieci, sama przyszła do jej pokoju i chciała zawiązać rozmowę. Sposobność nastręczała się ku temu. Oktawia spotkała lokaja niosą-