Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 281.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

strza, spuściłem głowę z cichą rezygnacyą bezsilności. Ale spoczynku tego czułem że nie znajdę nigdzie, chyba.... w śnie mogilnym.
Pani Nasielska widocznie pragnęła być samą; odszedłem więc, ale już bezmyślnie, jak człowiek który wyczerpał w próżnéj walce z losem wszystkie swoje siły. Chwiejnym krokiem dostałem się na ulicę, gdy nagle pośród rzadkich tu zawsze przechodniów uderzyła mnie postać znajoma i ukochana.
Wysoki starzec zbliżał się ku mnie szybkim krokiem, zdradzającym energią i siłę postanowienia. Biała, mléczna broda spadała mu na piersi, białe włosy okrążały czoło wielkie, szerokie, prawdziwe czoło myśliciela. A jednak twarz ta o silnych, wyrazistych rysach, czerstwa i ogorzała, nie miała żadnéj ze zwykłych cech starości, kontrastowała z barwą włosów i brody, zbielałych widać przedwcześnie. Żadne zniszczenie nie wyryło się na niéj; znać było że duch jego nie stracił nic dotąd z potęgi i działalności swojéj. Rys każdy tej szlachetnéj twarzy zdawał się doskonale wyrzeźbionym i ukształtowanym przez życie; ztąd głowa ta wyróżniała się wybitnym charakterem pomiędzy zatartemi twarzami, jakie się zwykle spotyka. Oczy jego jaśniały niezmąconym blaskiem, jak gdyby ogień młodości przechował się w nich na przekór wiekowi; oczy te patrzyły prosto przed siebie wzro-