Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 277.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wróconym nam zostanie, nienawidź mnie pani, jeśli tylko będziesz miała zaco.
Wyrzekła to z takim wyrazem łagodnéj mocy i przekonania, że matka Gustawa spojrzała na nią zupełnie udobruchana. Teraz mogłem nie lękać się już ich spotkania. Pani Nasielska dokazała prawdziwego cudu, pozyskując sobie kobiétę tak bezrozumnie nienawidzącą ją przed chwilą. Zamieniła z nią jeszcze słów kilka miękkich, przyjaznych i wyszliśmy z pracowni. Ona wspiérała się na ramieniu mojém i szła pogrążona w myślach czy w marzeniach; jam ją prowadził przez ludne ulice, a przecież serce moje rozdarte niezdolne było uderzyć dumą ni radością.
Teraz obecność jéj nawet nie mogła wrócić mi ani na chwilę spokoju; czułem tylko coraz bardziéj przygniatający mnie ciężar. Ona kochała innego!...
Prowadziłem ją w milczeniu, choć piekło wrzało w piersi mojéj. Tak doszliśmy na Kruczą ulicę, gdzie Cerber otworzył nam drzwi. Wszedłem. Nie przyszło mi nawet na myśl, że pozostać mogłem po za niemi; rozpacz przykuwała mnie do niéj coraz silniéj, coraz gwałtowniéj. Teraz, gdym już wątpić nie mógł że serce jéj należało do Gustawa, gdy wymówiły to jéj własne usta, nie miałem siły oderwać się od niéj; zdawało mi się że tracąc ją z ozów, utracę ją zupełnie. Blady, znękany patrzy-