Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 274.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do furyi, któréj wyższa potęga nie dozwala wybuchnąć.
Pani Nasielska instynktownie odwróciła oczy od tego widoku. Nie wiem czy w téj kobiécie przeczuć mogła matkę ukochanego; ale wzrok jéj z podwojoną miłością przeniósł się od niéj ku niemu, jakby odczuła w jednéj chwili co on przez nią wycierpiéć musiał, jakby kochać go chciała za wszystkich, co go ukochać nie umieli.
Położenie było wytężone. Nie mogłem zostawić ich razem wobec Gustawa, a lękałem się przemówić, lękałem się poruszyć, by nie dać staréj kobiécie powodu do wybuchu. Pani Nasielska pojęła to wszystko, bo zbliżyła się do mnie i rzekła:
— Teraz chodźmy.
Matka Gustawa spoglądała na nas szyderczo. Mijając ją, pani Nasielska skłoniła się ruchem pełnym poszanowania i godności; ale nie rozbroiło to wcale staréj kobiéty. Oddała ukłon z rodzajem zawziętéj dumy i za nami wysunęła się z pracowni do przedpokoju, gdzie nateraz nie było nikogo.
Widząc to, chciałem uprowadzić czém prędzéj swoję towarzyszkę; ale ona zatrzymała się.
— To matka jego, wyrzekła do mnie cicho.
Skłoniłem głowę.
— To matka jego, powtórzyła, wpatrując się w nią zwilżonym wzrokiem, jak gdyby w tych po-