Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 243.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pić je przyszło krwią, i życiem. Daremnie, one przestały do mnie należéć; musiałem znieść ich następstwa, ale następstwa te skryte były przedemną. Proces duchowy odbywający się w téj kobiécie pozostał dla mnie zagadką. Czy sumienie jéj przyjęło tę miłość i zgodziło się na nią? czy odrzuciła przypuszczenia moje? Nie mogłem tego odgadnąć, bo twarz jéj przybrała znowu dawny, sfinksowy wyraz.
— A matka jego? wyrzekła po długiéj chwili, zostawiając mnie zupełnie po za granicami uczuć swoich i wracając do spełnionych faktów.
Wściekłość moja dochodziła do szaleństwa. Nienawidziłem ją w téj chwili. Czemu ona nie sądziła mnie godnym zaufania swego? czemu nie odpowiadała mi otwarcie na myśl rzuconą?
A jednak jéj spokój zapanował nademną i odrzekłem z tłumionym gniewem:
— Matka jego nie wié dotąd o niczém.
— Jakto, spytała, nie zastaliście jéj w domu? Pod czyjąż opieką on pozostał?
Powiedziałem jéj wszystko com uczynił. Słuchała mnie w milczeniu; wzrok jéj miękł, topniał, zachodził łzami i zwracał się ku mnie, pełen serdecznéj wdzięczności. Pod jego wpływem wściekłość moja przechodziła w cierpienie. Czyż ja mogłem ją nienawidziéć? czyż mogłem ją chciéć zasmucić? Nie rozumiałem już samego siebie.