Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 229.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krwi na piersi Gustawa, wzięła mi z ręki chustkę, którą próżno starałem się przewiązać ranę, i lekką, zręczną ręką dokonała piérwszego opatrzenia, choć widziałem że dreszcz przebiegał jéj ciało, a bladość przeszła na jéj lice z twarzy rannego.
Wiedziała naturalnie, że tu miał miejsce pojedynek, a jednak nie pytała o nic, nie wydała jednego okrzyku zgrozy, podziwu, wymówki; odrazu zrozumiała ważność chwili i stanęła na jéj wysokości.
Tymczasem sekundanci Olesia zabiérali go do powozu, ale czynili to pomału, chcąc jaknajdłużéj przypatrzyć się temu, co działo się przy nich. Pan Narcyz nawet zbliżył się do nas i pod pozorem troskliwości o Gustawa, potrafił spojrzéć w oczy pani Nasielskiéj; ale spotkał jéj wzrok pełen takiéj godności, dumy i smutku, że dowcipny uśmiéch zniknął z ust jego: skłonił jéj się z mimowolném poszanowaniem i zwrócił się do mnie, choć widocznie miał ochotę mowę swoję do niéj skierować.
— Czy możemy być użyteczni tutaj? zapytał, spoglądając na młodego człowieka, niedającego znaku życia.
— Już my się nim zajmiemy, odparłem, chcąc pozbyć się jaknajprędzéj tego natrętnego współczucia.
Narcyz téż zrozumiał, że nic nie podpatrzy więcéj i oddalił się rad nierad.