Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 228.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chcąc ukryć to wszystko przed dziećmi, których ciekawe główki wychylały się z poza niéj. Spostrzegła wreszcie Gustawa leżącego na ziemi, z głową wspartą na moich kolanach, i zapominając o wszystkiém inném, zbliżyła się szybko.
Dostrzegłem na twarzy Narcyza źle skrywany uśmiéch, którego znaczenie aż nadto zrozumiałem. Widocznie los nieprzyjaznym był téj kobiécie; niewczesne przybycie, którego nikt nie mógł położyć na karb przypadku, potwierdzało aż nadto podejrzenia i domysły, będące powodem krwawego starcia. Prawda jest czasem tak nieprawdopodobną, że trudno wymagać od ludzi tyle dobréj woli, by w nią uwierzyli. Teraz sprawa pani Nasielskiéj była zgubioną; nikt, prócz mnie, słusznie ocenić jéj nie mógł. Więc, mimo okropności położenia, zwróciłem się do niéj z wymówką prawie.
— Pani, wyrzekłem, zabierz dzieci, oddal się ztąd, oszczędź sobie tego widoku!
Ale ona zdawała się nie pojmować mnie wcale, lub ze zwykłą śmiałością swoją lekceważyła niebezpieczeństwo obmowy. Skinęła tylko ręką, jak to czyniła zwykle, gdy nie zgadzała się na cudze zdanie.
— Jakto, spytała, miałabym się oddalić, gdy pomocną być mogę?
Pochyliła się przy mnie, niezrażona widokiem