Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 225.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

już gotował się przyjąć serdecznie najlżejszą oznakę żalu młodego nauczyciela i zadowolić się przeproszeniem, sformułowaném w najmniéj dobitny sposób — ale zato na człowieku do którego wystosowaną była nie sprawiła żadnego wrażenia. Gustaw wysłuchał jéj chłodno, brwi jego ściągniętych najczulsze nawet ustępy rozchmurzyć nie zdołały; stał naprzeciw zmieszanego malarza, zimny, nieubłagany, jak wcielona sprawiedliwość.
— Panowie, kończył Narcyz, uniesiony coraz daléj retorycznym zapałem, czas jeszcze: podajcie sobie rękę zgody.
Było to więcéj niż ustępstwo; widziałem jednak że Oleś gotów był to uczynić i wyciągnąć nawet oba ramiona do przeciwnika, byle ten zgodził się rzucić broń morderczą; im bardziéj bowiem zbliżała się stanowcza chwila, tém więcéj tracił sztuczną odwagę, podtrzymującą go dotąd.
Spojrzałem na Gustawa: drżał szlachetném oburzeniem. Czoło jego podnosiło się z dziwnym majestatem.
— I owszem, odparł, jeżeli pan Aleksander złoży piśmienne oświadczenie, że słowa jego wymówione onegdaj były podłém oszczerstwem i fałszem, ja poprzestanę na tém.
Głośny szmer sekundantów Olesia przyjął te dumne słowa, bo on sam może w téj stanowczéj chwi-