Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 218.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się tak cudną, tak zrozumiałą. Ona także była pod wpływem chwili, lub... miłości jego. Jéj uczucia drgały w tych dźwiękach, pełnych niewypowiedzianéj pieszczoty i tłumionych porywów.
Gustaw rzucił się na krzesło przy otwartych drzwiach ogrodu i zdawał się chłonąć całą piersią ostatnią rozkosz życia. Teraz on już nie lękał się niczego; patrzył na nią, jak męczennicy w chwili konania patrzą w otwarte niebiosy; głowa jego przechyliła się na poręczy, jak gdyby omdléwał pod falą harmonii i pod nadmiarem uczuć. Widziałem jak czoło jego okrywało się zimnym potem, a dłonie, gotowe wyciągnąć się ku niéj, zaciskały się gwałtownie. Gustaw w téj chwili był nawpół martwy, stał się cały okiem i uchem, a potęga jego wzroku pełnego nieskończonéj miłości, spoczywała na niéj z taką mocą, że kobiéta odczuć ją musiała. Nagle odwróciła głowę, niby przyciągnięta magnetyczną siłą. Oczy ich skrzyżowały się chwilę wśród ciszy: była to zamiana błyskawic. Gustaw wydał jęk cichy rozkoszy, zachwytu, czy bólu. Ona powstała szybko i stanęła zwrócona do niego, prosta, sztywna, niby walcząc z jakąś ukrytą siłą. W téj chwili jednak nie zapytała go o nic; spoglądała tylko w około z rodzajem przerażenia, jakby wśród cichego świata po którym stąpała, ujrzała nagle otwartą przepaść. Było cóś dziwnie