Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 212.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zumiał także iż przejrzałem w jego sercu, może oburzyło go to posądzenie, bo odparł krótko, surowo nawet:
— To byłaby nikczemność.
To słowo uspokoiło mnie zupełnie. Człowiek jak on nie popełni nigdy tego, co uważa za nikczemność. Teraz wiedziałem, że jakikolwiek byłby los jego, miał siłę i wolę go podźwignąć. Czyż w piersi jego żyła nadzieja jaka? co nadawało mu tę odwagę i tę pogodę ducha? czy tylko surowe poczucie obowiązku? Wdarłem się prawda do uczuć i myśli jego, lecz nie dosięgnąłem ich głębi; teraz, jak i przedtém, ten człowiek, pomimo łączących nas okoliczności, pomimo miłości odgadnionéj i nawpół przyznanéj, pozostał dla mnie tajemnicą.
Umówiliśmy się jeszcze o broń, godzinę i miejsce pojedynku. Gustaw i drugi sekundant przyrzekli stawić się przed szóstą rano w mojéj pracowni, zkąd mieliśmy jechać razem do Bielan.
Załatwiwszy materyalne szczegóły téj sprawy, młody człowiek pożegnał mnie; wiedziałem jednak że spotkamy się jeszcze u pani Nasielskiéj.
Wieczorem dnia tego wcześniéj niż zwykle wchodziłem do dworku na Kruczéj ulicy. Dzieci nie spały jeszcze, zastałem więc znowu niezmienny obraz wieczornego czytania, przy świetle błękitnéj lampy. Teraz jednak byłem tutaj zwyczajnym gościem