Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wadziło go do mnie. Piérwsza myśl moja była o niéj i zawołałem z przestrachem:
— Pani Nasielska...
Ale Gustaw, zamiast uspokoić mnie, zamknął drzwi na klucz, chcąc się upewnić że nikt nam nie przeszkodzi, i wówczas dopiéro wyrzekł ze smutną powagą:
— O niéj właśnie przyszedłem z panem pomówić.
— Mów pan, mów prędzéj! wyszeptałem zaledwie słyszalnym głosem, bo czułem ból straszny ściskający mi serce.
Młody człowiek spojrzał na mnie z rodzajem zdziwienia, ale zapewne nie miał czasu komentować wrażeń moich, zajęty pilniejszą sprawą, bo twarz jego przybrała znowu chmurny wyraz niepokoju.
— Przychodzę do pana, wyrzekł, jako do jedynego człowieka, który położenie moje sprawiedliwie ocenić może i proszę o pomoc, bo odbyć mam pojedynek.
Słowa te były tak dziwne w ustach tego surowego, poważnego nad wiek swój nauczyciela, że sądziłem iż mnie słuch myli. On-że to, on rzeczywiście mówił te wyrazy, i co to wszystko miało wspólnego z panią Nasielską?
— Tak jest, powtórzył Gustaw z gorzkim u-