Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rego zażegnać ni zwyciężyć nie było w mocy mojéj. Zazdrościłem każdemu nędzarzowi nędzy jego, do któréj mógł się przyznać, na którą wolno mu było szukać lekarstwa, bo śród całego żyjącego świata ja jeden byłem bez nadziei. Bez nadziei!.... czy kto zbadał kiedy piekielne znaczenie tego słowa? Pomiędzy tysiącami ludzi którzy nadziei miéć nie powinni, iluż jest takich, co potrafią spojrzéć oko w oko strasznéj prawdzie? Pomiędzy mną a nadzieją było cóś więcéj niż fakta i ludzie; świat ziemski zatrzymać się mógł w swoim biegu, czas i przestrzeń mogły być zniszczone, a ja, choćbym trzymał w ręku tajemniczą potęgę rządzenia losami ludzkiemi, jeszcze nie posiadałbym jéj serca. Wiedziałem o tém, wiedziałem aż nadto dobrze; nie przyszła na mnie ani jedna chwila dobroczynnego zaślepienia, nawet sen miłosierny nie przyniósł mi znikomych złudzeń. To czego pragnęło serce moje z siłą szaleństwa, było niepodobieństwem. Noce moje stały się bezsennemi. We dnie włóczyłem się jak cień samego siebie, zgorączkowany, wpół przytomny, gotów rzucać się z tłumioną wściekłością na wszystko co mnie otaczało, lub rozpłakać jak dziecko nad losem własnym. Cierpiałem zanadto i nieraz w paroksyzmach szału pragnąłem śmierci, ale daremnie, Śmierć zazwyczaj odwraca się od tych, którzy jéj szukają. Ta stra-