Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Możesz ją pan całą wysłuchać, rzekła.
Wyszedłem, ale nie oddalałem się wcale; ostatnią uwagę uczyniłem umyślnie, by uprawnić we własném przekonaniu usłyszenie rozmowy. Czułem aż nadto dobrze, iż nie będę w stanie oprzéć się pokusie, że jéj obecność, niby magnes jaki, przykuje mnie tutaj.
Klomby ogrodu podchodziły prawie pod ściany domu; cień ich rozścielał się głęboko. Przez okno otwarte widziałem ją stojącą przy błękitném świetle lampy, widziałem i drzwi wchodowe, w których niebawem ukazała się postać męzka. Postać ta niewielka, pulchna, okrągła, wymuskana, nie przedstawiała z razu żadnego wyraźnego wieku. Nadzwyczajnie staranna powierzchowność, jasne włosy i rumiana cera, mogły zarówno przystawać do człowieka w sile wieku, jak i do starca dobrze zachowanego. Chód jego tylko był niepewny; zdawał się nawet trochę utykać na nogę i znać było pewne wysilenie, by pokryć to lekkie kaléctwo. Oczy jego, ukryte pod szkłami okularów, miały jednak wyraz przebiegłości układnéj. Uśmiéchnięty i przymilony, zbliżał się do pani Nasielskiéj. Ona stała w miejscu, dumna i chłodna, mierząc go obojętnym wzrokiem, w którym nie było można nic wyczytać; jednak, według zwyczaju, podała mu rękę, ale nie było to szczére, serdeczne uściśnienie, ja-