Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mówiąc to, patrzył na mnie bystro, jakby chciał na méj twarzy wyczytać wrażenie słów swoich.
Jednak ta zasadzka pozostała bez skutku. Twarz moja nie drgnęła.
— I za kogóż to? odpowiedziałem ironicznie czy nie za pana?
Oleś zarumienił się z gniewu czy z żalu i mówił daléj:
— Idzie za hrabiego Gastona, wié o tém cała Warszawa. Spotkałem go nawet wczoraj rano, gdy wyjeżdżał od niéj.
Widocznie malarz obserwował dom na Kruczéj ulicy i tych co w nim bywali. Może z tego powodu spotkałem go tam wieczorem, może dlatego tak bacznie przypatrywał się Gustawowi. Tylko, jak zwykle uliczne domysły, oparte na pozorach, i przypuszczenia Olesia mylnemi były w zupełności. Chciał może odemnie dowiedziéć się czegoś więcéj; ale ja miałem się na ostrożności.
— W takim razie nie pozostaje mi, jak powinszować hrabiemu, odparłem z dyplomatycznym uśmiéchem.
Widząc bezskuteczność swoich zabiegów, malarz uderzył w inną stronę i począł w oczach olśnionych panien roztaczać swoje arystokratyczne stosunki. Była to druga słaba strona biédnego Olesia, który miał nieustannie na ustach hrabiowskie i książęce