Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie mogłem; ale widziałem że w tém milczeniu było cóś nienaturalnego.
Zamyślenie moje przerwało przybycie Gustawa. Punktualny jak zégarek, stawił się o umôwionéj godzinie, jak zawsze w mundurze uniwersyteckim, z tą spokojną powagą, przystającą tak dziwnie do jego młodéj, inteligentnéj fizyognomii. Przedstawiłem go zebranemu towarzystwu i poczęto umawiać się o godziny. Przez ten czas zauważyłem, że oczy Olesia nie schodziły z twarzy Gustawa; ale téj natężonéj uwagi zrozumiéć nie mogłem, bo nauczyciel był właśnie jednym z tych ludzi, którzy unikają starannie wszystkiego co zwrócić ją może. O ile postać malarza biła w oczy wszystkiemi sposobami i manifestowała się na zewnątrz, o tyle on był cichym i zamkniętym w sobie. Zapytywałem więc samego siebie, czy przypadkiem Oleś nie upatrzył w nim jakiego typu potrzebnego mu do obrazu, choć nie posądzałem go dotąd o podobnie rozwinięty artyzm. Bądź co bądź, baczność ta jego była tak widoczną, że nawet Gustaw spostrzedz ją musiał. To téż, załatwiwszy się z interesem który go tu sprowadził, powstał i pożegnał się, daremnie zatrzymywany przez gościnną panią domu, wymawiając się, jak zwykle, pilném zajęciem.
— Ja znam tę fizyognomią, zawołał Oleś, gdy zaledwie młody człowiek był za drzwiami.