Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwykle, zdawał się oczekiwać odemnie racyonalniejszéj odpowiedzi.
— Mój ojcze, odezwał się po chwili milczenia, nie chciałbym postąpić wbrew twojéj woli. Mam nadzieję, że po dojrzałym namyśle nie będziesz się sprzeciwiał postanowieniu mojemu.
— Postąp sobie jak chcesz, zawołałem rozgniéwany tém zimném odłożeniem na bok wszystkich uuwag moich, ale ja nie zezwolę nigdy na moralne zabójstwo, jakiém byłoby to małżeństwo.
— Zapewne wiész, ojcze, cóś złego o pannie Urszuli; w takim razie powiédz, a gotów jestem uznać słuszność twoich zarzutów.
— Nic nie wiem i nic wiedziéć nie chcę, prócz tego, że popełnić zamierzasz największą niedorzeczność.
Teodor nie zdawał się o tém przekonanym wcale, posiadał bowiem dobrą dozę uporu, zwykle chodzącego w parze z zarozumiałością. Od jakiegoś czasu widocznie uplanował sobie to małżeństwo, oparł na posagu panny Urszuli wszystkie zamiary i obrachowania przyszłości, i żeby się ich zrzec odrazu, miał prawo żądać trochę lepszéj przyczyny, niż wszystkie niedokończone frazesy które mu przytoczyłem.
— Więc jakież jest, ojcze, ostatnie twoje słowo? spytał wreszcie, chcąc zakończyć tę scenę.