Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Do tegoż więc doprowadziły mnie niepowściągnione tęsknoty i marzenia, jakie potajemnie paliły mię w piersi? Daremnie byłbym powtarzał sobie, że w moim wieku, w mojém położeniu, jako starca, małżonka, ojca i głowy rodziny, uczucie to było nieszczęsne i zbrodnicze. Wiedziałem o tém, a przecież kochałem. Spoglądałem z przerażającą jasnością na wszystkie niepodobieństwa téj miłości; widziałem że może to być dla mnie tylko źródłem rozpaczy, że rozpacz ta nawet była śmiészną i hańbiącą, że rzucała plamę na moje siwe włosy, na życie dotąd bez skazy, że mogła mi odebrać to jedno, co zdobyłem przez ciąg lat pięćdziesięciu kilku: szacunek swoich najbliższych. Wiedziałem o tém, a przecież... kochałem.
Rozpoznałem doskonale przepaść, nad którą byłem pochylony, a nie było w mocy mojéj odwrócić się od niéj. Kochałem... miłość stała się treścią mojéj myśli znękanéj, biciem mego starego serca, marzeniem i światłem. I nie wiedziałem nic, nie czułem nic więcéj, nad fakt téj miłości; ona była piorunową katastrofą mego życia.
Nad ranem dopiéro powróciłem do domu, złamany, przebłądziwszy noc całą, straszną noc szaleństwa. Rzuciłem się na łóżko, ale daremnie: sen odbiegał od oczów. Nawet fizyczne zmęczenie nie potrafiło zmódz mnie; ciało moje, pod wpływem