Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I nie pomyślałeś pan tego nigdy? spytała.
— Nie, ale myślę teraz.
Znowu pomiędzy nami była cisza. Zastanawiałem się nad jéj słowami.
— Powiédz mi pani, spytałem w końcu, jakim cudem tak młodo doszłaś do przekonań, które są nowością dla mnie? dla mnie... cobym mógł być ojcem twoim, dodać chciałem, alem się zatrzymał. Ten frazes zdawał mi się świętokradztwem; uczucia moje dla niéj różniły się bardzo od tych, jakie miałem dla córki i dla synów.
— Są chwile, odparła, są położenia, których siła zdziéra wszystkie maski pozorów i odkrywa nam istotę rzeczy.
Mówiła to bardzo spokojnie, ale jam tego spokoju pojąć nie mógł; zdawało mi się że koniecznie w jéj głosie dźwięczéć musi boleść, skrywana siłą woli, i w tém przypuszczeniu zawołałem:
— Rozumiem, pani cierpiałaś.
Ale spółczucie moje okazało się conajmniéj zbyteczném. Pani Nasielska podniosła na mnie oczy i odparła:
— Odkrycie prawdy może sprawić chwilową przykrość, ale cierpieniem nazywać się nie godzi tego, co nam daje szczęście.
— Szczęście? powtórzyłem, nie rozumiejąc jéj zupełnie.