Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

także udałem się w tę stronę. Jaka miałem myśl, nie wiem doprawdy; najprędzéj żadnéj. Szedłem za nią, nęcony tajemnicą, czy téż słodyczą jéj głosu, jéj postaci i twarzy więcéj niż pięknéj.
Czułem doskonale, iż nie miałem żadnego prawa narzucać jéj obecności swojéj, która widocznie była dla niéj ciężarem, a jednak pokusa była zbyt silną: popełniłem tę towarzyską nieprzyzwoitość. Stanąłem na zakręcie ścieżki którą przechodzić miała, ubrałem twarz w wyraz przyjemnego zdziwienia i z ręką gotową do podniesienia kapelusza, czekałem, udając, o ile to było w mocy mojéj, człowieka zajętego wiosenną przechadzką.
Czekałem krócéj niżem się spodziewał. Doleciały mnie jakieś głosy wesołe, szelest sukni i pani Nasielska nadbiegła na mnie, wyprzedzając dzieci, z któremi się widać goniła. Twarz jéj była zrumienioną lekko; usta, wpół otwarte uśmiéchem, nadawały jéj wyraz dziwnie młody; ruchy jéj były tak lekkie, że w biegu nawet nabiérała nowego wdzięku, przypominając myśli mojéj, przepełnionéj wspomnieniami starożytności, Dyanę — łowczynię, któréj posiadała idealne proporcye ciała.
Pani Nasielska zatrzymała się w biegu, widząc mnie; jedno mgnienie powiek rozwiało jéj wesołość i cały czar téj chwili. Kobiéta która oddała mi ukłon, powróciła do zwykłéj powagi; na twarzy