Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pełniała dnie, dawniéj zbyt krótkie na szereg cochwilnych zabaw, czém zapełniała życie? Tutaj zatrzymywała się myśl moja. Świat zwał ją wietrznicą i zalotną. Nazwę wietrznicy powtórzyć mogłem: daléj iść nie śmiałem, i z bijącém sercem słuchałem jéj równego oddechu, który dochodził mnie cichym szmerem.
Zapadłem w marzenie dziwne; było mi błogo i razem tak smutno, jak nigdy dotąd; a jednak wszystkie błędy, usterki i niedobory życia mego przedstawiały mi się z przerażającą jasnością.
Na morzu bywają chwile spokoju, w których można spojrzéć w głębie jego; w życiu ludzkiém są momenta ciszy, w których tajniki ducha wypływają na jaw. Ja teraz zaglądałem w sam rdzeń swojéj istoty i znalazłem tam wiele niezmarnowanych, choć zapomnianych skarbów. Pierś moja uderzała, jak zamłodu, dla wszystkiego co piękne, dobre i szlachetne; budziła się we mnie żądza prawdy, czułem jakieś porywy nieznane a gorące; miałem ochotę ukochać świat cały i odkrywałem wszędzie piękności, których dotąd nawet oko artysty dośledzić nie mogło. Błękit nieba był dla mnie tak przezroczystym, iż sądziłem że z poza głębokiego szafiru przegląda oblicze Boga dobroci i szczęścia. Promienie słońca, nakształt strzał złotych, wydobywały hymn życia z kwiatów, traw, wody i powie-