Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 046.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poznanéj w salonie, ukazywała mi się inna, daleko piękniejsza i bardziéj zajmująca. Ruchy jéj teraz zupełnie swobodne, cudowną harmonią swoją ujawniały doskonale kształty ciała; chód jéj był elastyczny i lekki, jak gdyby płynęła po falistéj murawie. Zdawała się téż wyższą niż była w istocie, skutkiem zapewne proporcyonalności i delikatności kształtów. Głowa jéj, lekko naprzód pochylona, niby pod ciężarem kruczych warkoczy, nie miała wcale wyrazu przygnębienia ni smutku; przeciwnie, oko jéj, zwrócone na dzieci, promieniało, twarz była ożywioną zaledwie dostrzegalnym rumieńcem, a usta uśmiéchały się tak szczerze, tak swobodnie, jak gdyby nie ciążył na niéj żaden grzech w przeszłości, jak gdyby nie dręczyła jéj żadna obawa o jutro. Czyż wypływało to z tego motylego usposobienia światowych kobiét, które nie umieją pojąć zazwyczaj żadnéj rzeczywistości? Czy nie rozumiała ona dobrze swego położenia, lub téż miała jakieś zasoby, na które rachowała?... bo wyraz jéj twarzy, zawsze trochę dumny i poważny, był jednak dziwnie spokojny. Szybkim krokiem zbliżyła się ku mnie, bo chłopcy bawili się tuż przy ławce na któréj siedziałem. Konary starego drzewa i krzewy rozrosłe u stóp jego tworzyły mur zieleni, za którym całkiem byłem niewidzialnym, chociaż doprawdy nie wiem czemu ukrywałem się w téj chwi-