Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teraz zrozumiałem naglą zmianę zaszłą w téj kobiécie; była zrujnowaną i przyuczała się z dziwną łatwością do obecnego położenia.
— Niestety! jestem rzeźbiarzem tylko, więc w tém nie mogę pani być pomocnym. Ale gdyby...
— Oh, przerwała, mówiłam to w innéj myśli. Mam przecież prawnika.
W téj chwili dzwonek dał się słyszeć i stary sługa wsunął głowę przez drzwi ogrodu.
— Pan Gustaw przyszedł, oznajmił głośno.
Pani Nasielska nie zwróciła wcale na to uwagi, lecz starszy jéj syn powstał i z pośpiechem pobiegł ku drzwiom.
— Mamo! zawołał młodszy, i ja pójdę do pana Gustawa.
Matka pochyliła się, przyciskając usta do ciemnéj, kędzierzawéj głowy dziecka.
— Idź, Julku, szepnęła, patrząc na niego z dumą i miłością...
Chłopczyk oddalił się wesoło. Kto to był ten pan Gustaw, nie śmiałem zapytać, a pani Nasielska nie myślała mnie objaśniać.
Kilka chwil jeszcze trwała pomiędzy nami przymuszona, obojętna rozmowa. Czułem że należało skończyć tę wizytę, a jednak przedłużałem ją. Nie wiem czemu, stosunki nasze zawiązały się w fałszy-