Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łem prawa się żalić. Gdybym, nie słuchając plotek światowych, postąpił był według listu Stanisława, zostałbym inaczej przyjętym. Teraz trudno mi było zdobyć jéj ufność. Rozmowa rwała się i schodziła do potocznych przedmiotów.
— Pani, wyrzekłem po chwili milczenia, musiałaś już miéć to mieszkanie przygotowane. Ale któż mógł wynająć je tak daleko od miasta?
— Ja sama, odparła.
— Jakto, pani sama, nie znając Warszawy?
— Warszawa nie jest znów tak wielkiém miastem, by się w niém łatwo zgubić można. Znalazłam tutaj to, czegom pragnęła głównie: spokój, ciszę i trochę świéżego powietrza dla dzieci.
— I pani zabawi tu długo?
— Zależéć to będzie od okoliczności, a potém, dodała z niejakiém wahaniem się. Stanisław objaśnił panu zapewne moje położenie.
Widocznie słowa te zmierzały do czegóś; ale ja nie grzeszyłem nigdy domyślnością, a w téj chwili byłem szczególnie niezręczny. Pani Nasielska, nie odbiérając odpowiedzi; mówiła daléj:
— Przyjechałam w celu objęcia i zlikwidowania majątku mego zmarłego męża. Kto wié jednak czy długi nie przenoszą jego wartości.