Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez słowa i wybuchu; nakazała milczenie wspomnieniom swoim, zmieniła bieg myśli, zgasiła spojrzenie, i z twarzą bielszą od ślubnej sukni rozłożonej na krześle, cała drżąca od doznanego wzruszenia zwróciła się do mnie, dziękując obojętnemi słowami za dar odebrany.
— Leonoro! zawołałem: co tobie? Lękam się czy te wspomnienia nie przyniosły ci boleści.
— Przeszłości nie zapomniałam i nie zapomnę nigdy, odparła zwolna; nie potrzebują budzić jej martwe przedmioty, ona tkwi we mnie, nieuśpiona nigdy.
— Leonoro, odrzuć smutne myśli; patrz, słońce świeci jasno, pogodnie, to dzień nasz weselny.
— Tak, to dzień nasz weselny, powtórzyła jak echo.
I stała ciągle w miejscu nieporuszona, wsparta ręką na stole. Patrzałem na nią z prawdziwym żalem.
— Boże! Boże! zawołałem mimowoli prawie; więc ja nie potrafię przynieść ci szczęścia!
— Szczęścia! wyrzekła ciągle pogrążona w zamyśleniu, szczęścia! są chwile, które niweczą je niepowrotnie.
— O nie mów tak! zawołałem; ty nie wiesz co ja cierpię.
Te słowa zdały się ją budzić; spojrzała na mnie przytomnym wzrokiem, i po raz pierwszy dostrzegła na twarzy mojej boleść prawdziwą.
— Daruj mi pan, wyrzekła smutnie: ja nie chcę, byś cierpiał dla mnie, ostrzegałam cię; nieszczęśliwi jak zarazę szerzą nieszczęście. Widzisz pan, że podjąłeś ciężar nad siły; porzuć mnie; czas jeszcze, jeszcze nam wolno się rozejść. Ja siebie tylko wi-