Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 273.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie? — powtórzył zwolna, zakładając ramiona na piersi i spoglądając na żonę nieujętym wzrokiem — gdzie? Nie odgadłabyś tego nigdy w świecie, Aurelio.
Umilkła, jakby przeczucie jakieś ostrzegało ją, że tutaj los Natalii wiązał się z jej własnym losem.
— Znalazłem ją pomiędzy widmami przeszłości — rzekł po chwili ponuro — znalazłem ją pomiędzy tymi, których sam dawno miałem za umarłych. Czy nie domyślasz się, u kogo?
— Emilianie! — zawołała — mów wyraźniej, przez litość!
— Więc cię to tak bardzo obchodzi? — zapytał ze smutnem szyderstwem.
— Boże! — szepnęła, załamując ręce — od lat dwunastu wymawiasz mi co dzień, co chwila jedyny błąd mego życia, list, który napisałam, przysięgam ci, powodowana więcej litością niż uczuciem. A ty dziwisz się memu pytaniu. — Niechby już raz mara stała się ciałem, niechbyś zajrzał jej w oczy i przekonał się, czy kłamię.
— Spotkałem i zajrzałem jej w oczy — odparł głucho Emilian, uderzony słowami żony, które przywiodły mu na pamięć równobrzmiące wyrazy doktora.
Nastąpiła cisza. Aurelia nie śmiała dalej badać, tylko opuściła załamane dłonie w postawie pełnej smutku i zniechęcenia.
Czy smutek ten spowodował on sam, czy Marceli? Hrabia byłby dał życie, by się o tem przekonać.
— Uspokój się, Aurelio — przemówił zwolna — nie złamałaś na zawsze jego życia, nie pozostałaś jak bóstwo wiecznie czczone w jego sercu. Ten człowiek ożenił się dawno, jest szczęśliwy, zupełnie szczęśliwy, może ci to poświadczyć Natalia, która dwa miesiące przebyła pod jego dachem.
— I cóż ztąd? -zawołała hrabina, podnosząc głowę — czy sądzisz, żem nie wymawiała sobie nieszczęścia, spra-