Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Romuald wysłuchał tego wszystkiego, tylko na wspomnienie pieniędzy krew oblała mu czoło; czuł, iż nie zasłużył na nie, a jednak nie mógł odmówić; położenie, w jakiem się znajdował, w jakie mógł być wplątany, nie pozwalało mu rzucić w oczy hrabiemu tego rodzaju dobrodziejstwa. Zresztą, chciał przynajmniej dowiedzieć się, jak dalece rodzina Natalii była uwiadomiona o ich wzajemnych stosunkach, i dlatego wyrzekł:
— Panie hrabio, mam prawo przynajmniej zapytać, dlaczego tak nagle jestem oddalony?
— Zbytnia ciekawość — odparł Emilian — bo ja znowu mam prawo nie odpowiedzieć, jeśli mi się tak podoba. Radzę więc panu Kalinie, nie dopytywać się tak bardzo; odpowiedź może być nieprzyjemna, taka, jakiej się pan nie spodziewasz. W końcu, jeśli już koniecznie o to idzie, pan Kalina pisze poezye, a ja wcale sobie nie życzę mieć przy synu moim poety.
— Panie hrabio — zawołał — pan nie mówisz mi wszystkiego.
— A gdyby i tak było? — odrzekł powolnie Emilian. W każdym razie, zdaje mi się, iż powiedziałem dość, abyś pan zrozumiał, że powinieneś natychmiast Głogów opuścić.
— Tego rozkazu nie będzie pan hrabia potrzebował powtarzać z pewnością -- wyrzekł oburzony nauczyciel.
I zwyciężony wyruszeniem, nie dbając o to, co dalej nastąpi, zwrócił się do drzwi, zostawiając nietknięty kwit do kasy, oddawany mu przez hrabiego.
— Panie Kalina, zapominasz pan o kwicie.
— Nie chcę pańskich pieniędzy! — zawołał obrażony nauczyciel.
Emilian popatrzał za nim przez chwilę ze szczególnym uśmiechem, potem zadzwonił na lokaja.
— Idź — rzekł, oddając mu kwit — zanieś to panu Kalinie i zaprowadź go do kasy, a gdy będzie wypłacony, przyjdź mi o tem powiedzieć.