Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ochmistrzyni zagadnięta w ten sposób, wysunęła sobie taboret i wykonała odebrany rozkaz, ciesząc się w myśli, iż konferencya nie zapowiadała się tak groźnie, jak to w okolicznościach obecnych sądziła. Czekała więc w milczeniu dalszych komunikacyi.
— Pani Drylska — poczęła wreszcie Aurelia — jest od dzieciństwa przy księżniczce.
— Tak jest, pani hrabino, od lat pięciu wieku księżniczka jest pod moim wyłącznym dozorem.
— Więc pani Drylska powinna dobrze znać swoją wychowankę.
— Ma się rozumieć — odparła ochmistrzyni z rodzajem niewinnej bezczelności, czuła bowiem, iż w żaden sposób nie wypadało jej inaczej odpowiedzieć.
— W takim razie — podchwyciła Aurelia — należało nas ostrzedz.
— Ostrzedz? o czem? pani hrabino.
— Ależ o dziwacznem usposobieniu księżniczki.
— Daruje mi pani hrabina, ale ja nie zauważałam go nigdy.
— To bardzo źle; pani Drylska dlatego właśnie jest przy mojej siostrze, aby na nią zwracała uwagę.
Słysząc ten jawny wyrzut, ochmistrzyni aż podskoczyła na swojem miejscu i przez krótką chwilę namyślała się, jaką ma przybrać postawę. Uznała jednak za stosowne udrapować się togą powagi i obrażonej godności.
— Czy mogę zapytać pani hrabiny — rzekła tonem pełnym namaszczenia — o co właściwie jestem oskarżona?
— Ach, Boże! pani Drylska nie jest wcale oskarżona; chciałam tylko zasięgnąć pewnych informacyi.
— Informacyi? pani hrabino — odparła ochmistrzyni, trzymając się ciągle obronnie.
— Tak jest; zdaje mi się, iż możemy mówić otwarcie?
Ochmistrzyni westchnęła tylko, wznosząc pobożnie oczy w sufit, jak gdyby go chciała wziąć za świadka za-