Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał w Przysłopiu. Zbaczył sobie i tego, który do nich zachodził. Szwagier, jako wierny katolik, przy czasie uczył go pacierza. Co się ten z nim nakłopotał! Zwłaszcza przy »dziesięciorgu przykazaniach«. Szwagier powiada wyraźnie: »Siódme: nie kradnij!«, a cygan powtarza za nim: »Siódme: Żyj jak możesz«... I nijak nie mógł z nim poradzić. Wreszcie dał spokój.
Widział, że ci osiedleni żyją, jak mogą, ale za to robią twardo, ciężej od chłopów. Przechodząc, widział w sieniach mężczyzn, kujących żelazo, kobiety, warzące strawę w dymiących kotłach. Nie zwracali na niego uwagi, jak to bywa w cygańskim zwyczaju; każdy pilnował swej roboty, nie podnosząc głowy. Chciał się im przypatrzeć z blizka i stanął w progu jednej szatry. Cyganka na ziemi w kącie skrobała ziemniaki; przy niej pełzało na raczku gołe cyganię. Stary cygan — mąż, czy ojciec — stał przy nalepie, lewą ręką poruszał miech, a w prawej dzierżył młot i patrzał w ogień.
— Cóż to robicie? — spytał Franek.
Cygan, zamiast odpowiedzi, wskazał młotkiem na leżący na ziemi łańcuch i ogniwa.
— To na sprzedaż?
Cyganka przykiwnęła głową.
Oniemieli w tej niewoli, że i słowa trudno było od nich wydostać. Franek, patrząc w oczerniałą twarz starego, pomyślał, że tak musi wy-