Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bią w niej, jak te myszy polne, szukając życia. A to życie tak niedaleko!
Poczuł rozkoszne drgnienie serca, jakby w nim odezwało się to życie, zaklęte w niem.
— Na świt! Na świt!
Jak ranny ptak w gęstwinie, tak w głębokościach serca jego śpiewało narodzone życie.
— Na świt! Na świt! — grały zbudzone pieśni dookoła.
Rósł szczęściem swobody ponad ziemię, olbrzymiał i czołem prawie sięgał ku obłokom. Poczuł w chwili tej rozpętania duszy, że człowiek jest potęgą, której nic nie zmoże — nawet śmierć zdała mu się złudą, marą jakąś bezsilną, która po nocy straszy.
Niczego i nikogo w chwili tej nie pragnął, jeno serca jednego z pośród ludzi, któreby za nim szło w płomienne życie... Poniósłby owo serce nadpowietrzną drogą, jak orzeł niesie ptaszę małe, które mu na skrzydle usiędzie i z ufnością powierzy swoje życie królewskiej opiece. A jak lot orła, niosącego ptaszę słabe ku niebu, zdumiewa pisklę śmiałością swą i mocą rozpędu — tak droga jego prędka płomiennej wędrówki zbudziłaby podziw szczery i wiarę ufności w sercu, które mu się powierzy na życie i śmierć...
— Nie ma jej tu koło mnie — myślał z żalem — tej mojej okruszyny słodkiej...