Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wierchu polany. Wyszedł, jako zwyczajnie w niedzielę przy święcie i, chociaż Hanki nie spodziewał się doczekać, bo już coraz to rzadziej się pokazywała, przecie nie myślał zejść w dolinę, aż o późnym mroku. Trzymało go tu i przyzwyczajenie i owe stanowisko otwarte, wysokie, z którego mógł przezierać świat poniżony w dole i czuć się wyżej ponad nim, jakoby na chmurze. Stąd można objąć Przysłop jednem spojrzeniem szerokiem.
Myśl jego kołem orła krążyła nad roztokami i chwiała się w powietrzu, upatrując czynu. A oczy jego przyciągał barwami zewnętrzny obraz roztok.
Zbiórki były w tym czasie. Zieleniły się tylko zagony koniczyn, częstsze płaty ziemniaków lub kawałki spóźnionego popod laski owsa. Zresztą w całej dolinie i po zboczach rozchylonych roztok była wesoła białość rozpoczętych żniw. Gdzieniegdzie już połyskiwały ścierniska. Ale gęściej widne były złocące się w słońcu płatki dojrzałego jęczmienia i innych pobielałych na stojącu zbóż. Kóp było rzadko po polach, deszcz widać nie straszył ludzi. Co było przed niedzielą zżęte i nie wyschło, leżało na pokosach, mieniących się zdala. Wiele robót było pozaczynanych, ówdzie pokos użęty, ówdzie snopków parę związanych na pokosie; zdawało się patrzącemu, że ludzie zeszli z pola na chwilę i wrócą, nim je-