rozprószył białe mgły i porozwieszał je po stromych zboczach. Roztoka się rozwidniła, bory się odkryły, kopy stoją, jako stały — nic się nie zmieniło. Odgłos tupotów głuchych odzywa się w ziemi, i słychać z oddalenia zawodzenie skrzypiec. Zmęczone głosy dolatują do ostatnich kóp.
»Czemuż ci sie, Franuś,
Piórko nie migoce?
Dałeś je Hanusi
Za złote warkoce.«...
∗ ∗
∗ |
Na niebie poczęło świtać. Gwiazdy pobielały, a od wschodu wychodziły coraz śmielej zorze Roztoką szła i błądziła siwiejąca mgła.
Ludzie z borów pomału poczęli się tracić. Zasępienie i senność zeszły się nad wodą i wiły się leniwie ponad siwe młaki. Niejeden z borujących padł na wilgne siano, aby dać wypoczynek znużonemu ciału.
Uboczą, po ugorach, we mgle, jak płanetnik, szedł grajek, który całą noc przegrał na borach. Grał ludziom, a teraz sobie. I śpiewał pod nutę. Było w niej dziwne powiązanie uczuć, można rzec: szczęśliwość smutku. Albo jeszcze insze...
»Hej, biedne moje serce
Na poły sie dzieli —
Jedna strona płacze,
Druga sie weseli...«