Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja siostra? — roześmiał się. — Jakimże sposobem, o co? Bo mi sie nie chce wierzyć...
— Przyszło między nimi do wymówek... o co, to wam już nie powiem, bo jedni tak gadają, a drudzy inaczej. Podobno o jakiś wypłat. Ale mi to cudno było, bo przecie sióstr niema więcej, a wam sie połowa patrzy, jako jedynemu. Nie słychać też było znikąd, żebyście w niezgodzie żyli...
— No i coż dalej? — przerwał.
— Dyć opowiem. Przyszło zrazu do wymówek, a potem z tego do tego, nareszcie do bitki. Musiała go i ona niemało napalić, kiedy Jędrek, człek spokojny, a zdołał podnieść rękę...
— To on ją pierwszy uderzył?!
— Juści podobno on. Kłapnął ją ta, powiadają, cosi po ramieniu, a ta wtedy, jak nie skoczy, jak nie porwie laski z młynka!... «To ty, powiada, niepilaku, śmiesz na mnie rękę podnosić?! A dyć ty mi za pasterza niegodzieneś służyć»... I sprała, jak sie należy, a potem wypchnęła za drzwi. «Idź, powiada, kany chcesz, niech cię oczy moje nie widzą».
Rakoczy śmiał się głośno, przechylając głowę.
— No patrzcie... Ani bych se nigdy nie pomyślał! Taka sie wydawała przy nim bojaźliwa...
— No dy widziecie, co to gniew potrafi.
— I jakże sie zgodzili?
— Tego nie umiem powiedzieć. Podobno na-