Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 010.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od nich to wieje smutek na dolinę i w koło pustka się rozchodzi.
Jedyna ubocz góry, która się przygięła wierchem do kolan Turbacza, ta jedna czerniała lasem.
I tę miał ścinać Rakoczy.
Pięła się ona bystro w górę wprost z międzywidla dwóch roztok, a dochodziła na dół aż do ich połąki, tam, kany dawno, drzewiej, za ludzkiej niepamięci stała ta sławna, wielka huta.
Na jej pogrobie, jak się rzekło, ostała rudera. W niej to Rakoczy osiadł i zamieszkał.
I rozgazdował się na dobre. Z odziomków starych jedli, nalezionych w potoku, narznął gnatków, naszczypał giętkich tylin i uplótł wrota, które przymocował do odrzwi zawiasami łycznych korzeni, wyprutych z ziemi w gąszczu i oparzonych w dymie nad ogniskiem. Tak samo z tylin i przeplecin stworzył sobie łoże, umocował je w kącie i podparł nad ziemią, potem nazmiatał liści pod bukami, naznosił na posłanie, aby miękko było, i zgotował legowisko wcale nie od rzeczy. Dach pozawłóczył gontami, powałę poprawił i umszył szpary w ścianach, aby wiatr nie miał przystępu. Przedtem wyrżnął w ścianie bocznej nieduże okienko. Następnie z poostałych po hucie kamieni, a wypalonych mocno, ułożył nalepę, na której mógłby