Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On jeszcze myślą stał w poprzedniej gwarze
i, z tego wierchu pozierając, mówił:
— Wszystko sie dobrze złoży,
nawet lepiej, niżby se kto myślał.
Na jesień ubocz zetnę, zapłatę otrzymam,
i będziemy se radzić o inakszem życiu.
Już ja sie nie dam biedzie ostać
na mojem gazdostwie.
Bedę ją dotąd prześladował,
aże mnie opuści.
A jak mi sie świat rozwidni,
to obaczysz wtedy,
co Franek Rakoczy może,
jakie cuda zdziała!
Ino ty wierz we mnie, Hanuś,
bo mi trza koniecznie,
aby ktoś we mnie uwierzył,
choć jedna duszyczka...
— Twoja! — szepnęła, przytulając się.
— Nie spocznę, pokąd krzywdy nie obalę we wsi!
Tak ją bedę wycinał, jak tę ubocz leśną.
— Myślałach, żeś już o tem zabaczył...
— Przenigdy!
To ino życie odniesło mnie na bok,
jak ta fala mętnej rzeki odnosi łódkę rybaka.
Ale ja sie wnet odbiję od cichego brzegu
i wypłynę na sam środek...
— A jak cię topielec wciągnie?