Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i, oczekując wybawienia swego,
tęskno poziera okiem na dolinę;
w taką noc przy cichych stawach,
przy zadumie smreków
rodzą się, jak mgły z jeziora,
nieśmiertelne baśnie.

Franek tkliwy był od mała na urok księżyca.
Szedł doliną lunatycznie, jak we śnie czarownym.
Magnetyczne światło nocy czarowało duszę,
pełną nadziei miłego spotkania,
i wzdymało przypływami, idącymi w niebo,
jak miękką wełnę wód,
jezioro cichej szczęśliwości.

Czuł w sercu swojem przepełnię uczucia;
tryskało w górę, jak snop wody —
przy świetle księżyca.
Budziły się w nim pieśni, przepojone czuciem,
które się ujawniały na świat kaskadami słów.
Lecz słowa były, jak te krople,
nie czyniące dźwięku,
i przeźroczyste, bez rumieńca, bez złocistych barw.
Tęcza od ich prześwietli padała na jego duszę —
on sam ją widział i sam słyszał
muzykę tych pieśni.
Ale wygrać nie umiał zewnętrznemu światu.

Idąc, mówił, jak dziecko,
śpiewającym głosem: