Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»Hej! Płoscano, Płoscano,
Zieleń-ze sie, zieleń —
Bedzie pasał na tobie
Swoje siutki jeleń...«

I gnał w górę ku wierchowi, a co chwila obzierał się na dół, czy Kasia nie żenie. Świat mu się poniżył w dole. Dość spore góry widziały się mu stąd pagórkami, a pagóry okrągłe — ledwoznacznemi wzniesieniami. Jakby po schodach wstępował ku niebu, tak mu się ziemia w nizinę ścieliła...
Skoro z wołmi przechylił się za wierch, dopieroż radość pełną naszedł! Otworzył się mu jakby inszy kraj — kraj niezmąconej swobody.
Na polanach rozwlekłych, wieńcami buczyny młodej okolonych i rzadkiemi kępkami smreczków jak i jedlic, widniały długie pokosy, gdzieniegdzie już nawet kopy siana, a w częściach nieskoszonych przedziwne łąki trawiaste, pełne kolorów mieniących się: błękitnych, złotych, liljowych... Wszystko to w pełnych blaskach słońca — w krzepkim uśmiechu rannym... Patrzącemu aż serce wyrywało się z piersi, radosne, a nogi same szły w taneczny ruch.
W podskokach biegł za wołmi, gzijącymi się po polanie, wreszcie, porwany przez swobodę, padł na miękki, rozgrzany pokos i tarzał się po trawie... Nie wiedział już, co z radości począć.
Za chwilę wygnał woły na polanę Jasiek