Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to, ze teraz ci juz o świeckich rzecach nie trza myśleć.
— Widzis, zebraku, ani na wesele nie bees mógł iść, ni na druzbę...
— A das mi, Józuś, ślub, jak księdzem ostanies?
— Dam ci, z jaką paradą! ino pockaj.
— A kie-z to bedzie? Za rok, dwa? Bo mi sie śpiesy.
— Coz ci tak pilno?
— Gadaj mu ta o tem, kie on juz jak ksiądz. — Jakze ty zebraku wytrzimies? Tak całe zycie bez grzychu...
— Haj? od cegoz gospodyni? — pytała insza.
— Kie Józuś ta nie taki... On juz dziś jakby wyświęcony. Ino mu kółko na łbie wystrzydz...
— Wiera tyz bedzie ksiądz z ciebie! Ino tu prymicye zrób, pamiętaj, coby my sie wytańcyli...
Józuś wstydził się tego przyszłego księdzostwa. Chciał im koniecznie pokazać, że on nie taki święty, jak myślą.
Najuparciej prześmiewała się z niego Kundzina Jewka od Królów. W zamian za te jej prześmiechy począł ją śmiało słowami napastować. Nie gniewała się o to bynajmniej; to też Józuś ośmielił się tak, że gdy jednego popołudnia przyostali na chwilę sami na polanie, zagadnął prosto:
— Kaz ty legas?
Wiedział dobrze, że nocowuje przy kopach na sianie.