Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tuś mi złodziejko!
— Jezus kochany! — odskoczyła od kosza przelękniona.
Od kuźni pędził stary Chyba, dzierżąc w prawej dłoni ułamek deski...
Nie wiele myśląc, rzuciła się przed siebie i poczęła biedz po śniegu prosto ku Kozerowej chałupie. Pot zalewał jej oczy, strach pędził, a przerażały do reszty klątwy starego Chyby, coraz to bliższe... Nogi ustawały jej w miałkim śniegu — dyszała ciężko, ostatnich dobywając sił.
Chyba gonił za nią o kilkanaście kroków... Kerpce mu kiełzały — wściekłość go ogarniała, że tej gnidy nie dopędzi... Zdyszał się równie i spocił...
— Psie krwie! złodziejki! To ja la was mąkę mielę! Niech ja cie ino...
Zamachnął się i wyrzucił z całej siły za uciekającą odłamek deski... Ten w powietrzu zatoczył szeroki łuk — i zdawało się, patrząc zdala, że padł i zarył się u jej stóp...
Nagle rozległ się bolesny krzyk. Zosia upadła twarzą do śniegu...
Chyba zdrętwiał. Czemprędzej wrócił ku chałupie.