Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

Margośka na próżno wyczekiwała Jagnieski. Ziemniaki zniosła do komórki z ciężką biedą i pookrywała starymi powrósłami.
— No, chwałaż Bogu! — rzekła, skończywszy robotę; tróbowała się, że przemarzną. — Tu im już nic nie bedzie. Alech sie też namęczyła... uuf! — oddychała ciężko — nie ma już widać takiej siły, jak dawniej... Teraz ino, żeby Jagnieska nadeszła z piniądzmi, to sie kupi omasty i bedzie. Do świąt wystarczy z pomocą Bożą, a na święta Józuś przyjedzie...
— A kie święta? — pytała Zosia.
— Ho, ho! Jeszcze precki...
— Józuś — śmiała się Zosia. — A może i Wojtuś z nim przyjedzie?
— Siądźno, siądź! Nie dokazuj! Czego sie ty tak ciągle śmiejesz? Ani patrzeć nie mogę na twój śmiech... o Jezus! Jak mię też to krzyże bolą... Mrowce chodzą po całem ciele... uh! Zimno mi... Przyłóżno drew na ogień! Niech sie pali... Nie widać te Jagnieski, aj nie widać... Cóż to takiego?