Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 125.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

los go zetknął. Jak prawdziwy filozof, stawiał sobie pytania co do natury swych uczuć i ważył owe uczucia na nieomylnej wadze rozumu. Nieraz, coprawda, walił czułą wagą, siedliskiem rozumu w ściany swej izby. Pił na pohybel miłości, miłości, jako takiej, samej w sobie, — na pohybel złudzenia, które, jak mniemał należy tępić, niszczyć, tratować nogami. A więc to oznaczały spojrzenia, uśmiechy i westchnienia Zinaidy? To znaczył jej płacz, jej narzekania, jej straszny żal? O, nikczemne szalbierstwo! Do takiego celu służyła rozkosz miłości? Czasami wahał się. Gdzież bowiem miał dowód na potwierdzenie słów zazdrośnika i oszczercy? Przecież to wyrzekł amant odrzucony, współzawodnik. Pewnego dnia Fosca postanowił jechać do Rosyi. Przecie świat jest do przebycia, — rozumował, — sprzedając złotą papierośnicę dla pokrycia przyszłych kosztów podróży. A gdy już pobrał pieniądze za ów przedmiot złoty, chwycił go za gardło taki żal, że trzeba było rwać do knajpy i na umor się spić. Przyjaciele pili również tego wieczora, — i następnego, — i następnego po następnym. Pieniądze wylatywały z portfelu, jak wróble ze stodoły. Ani się obejrzał, gdy się gdzieś podziały. I oto nad złotą papierośnicą począł gromadzić się pył i dym, zmiotki pustego dnia, proch codzienny. Tam gdzieś na spodzie złoto świeciło się jeszcze pod nawianym brudem życia. Im więcej było przeżytych dni, tem więcej narastało prochu goryczy i przepomnienia codziennego. Ani się obejrzał parobek boży, jak od świetlistych dni jego miłości upłynęło długie dwa lata najpospolitszych dni.