Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 116.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pani Szczebieniew polubiła przyjaciela z kawiarni, zanim go jeszcze widziała na oczy. Postanowiła jednak poznać potężnego garsona.
Pewnego poranka Fosca czekał na przyjaciółkę w kawiarni przy ulicy Cavour. Gdy przyszła jaśniejąca, różanolica, jak jutrzenka, różanopalca, złocista, jak samo poranne słońce, pachnąca i wytworna, gdy wdała się w nieopatrzne, a jednak nieuniknione szepty z Foscą, bywalcem kawiarni, — wszystek świat służebny, nie wyłączając samego «dyrektora», miał na co wybałuszać oczy, miał o czem pomyśleć, a nawet — było nie było! — miał za czem westchnąć raz i drugi.
Ubaldo obsługiwał parę. Teraz mu się rozjaśniło pod czupryną, ostrzyżoną na jeża. Stał skromnie w swym kącie, zamorusanym od prabytu, z ręką, opartą o gzems kredensu, z serwetą, przerzuconą przez rękę, pochylony naprzód, zadumany, a przecie gotowy na każde skinienie.
W pewnej chwili piękna pani posłała Ernesta po ulubione papierosy do tabakaja na jednej z odleglejszych uliczek. Tylko te papierosy paliła.
Gdy młodzieniec wyszedł, signora skinęła ręką na Ubalda i przywołała go do siebie.
— Pan jesteś Ubaldo, nieprawdaż? — spytała łamaną włoszczyzną.
— Tak, pani.
— Tak... Pan zna bliżej tego młodego człowieka, który ze mną przed chwilą rozmawiał?
— Tak, pani.
— Pan był dobrym, bardzo dobrym dla tego młodego człowieka.