Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 105.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

namiętnie, w szaleństwie, w obłędzie, długo i z męczarnią wyczarowywał wszystkiemi siłami duszy jej postać. Była w tem zapracowywaniu się zarazem męka i rozkosz. Gdyby go nawet przydybano w tem miejscu, gdyby go wytropiono na gorącym uczynku i wyśmiano, — gdyby miał wskutek swego natręctwa utracić możność znajomości z całym domem, nie byłby w stanie stamtąd odejść, wyrzec się swego marzenia. Zamierzał w dziwacznej swej furyi — przepędzić w tem miejscu noc. Przysiądzie na balustradzie. Kiedyś przecie przyjdzie lokaj i zgasi światło. Wtedy... Co wtedy?
Wzrok Ernesta zahaczył się na pewnym połysku, tkwiącym nieruchomo w czarnej powierzchni fortepianu. Osaczyły go harpie zazdrości, podejrzeń, oskarżeń, zniewag. Przysiadł na poręczy i nieruchomy, jakby sam był z żelaza, z oczyma, wlepionemi w fortepian, stał się sam martwem miejscem, poprzez które rwą, co w nich siły, cugi i tabuny rozszalałych uczuć. Aż oto, nagle, — o, rozkoszy! — zobaczył Zinę. — Szła przez sąsiedni salon z Emieljanowem. Przybyli do salonu fortepianowego. Usiedli jedno naprzeciwko drugiego przy okrągłym stole. Ów Emieljanow oparł ręce na krawędzi, na rękach głowę. Patrzał w twarz Zinaidy. Patrzał bez poruszenia głową, bez mrugnięcia powieką. Ona coś nuciła, podśpiewywała, coś w sobie samej dokonywała myślami, jakby nimi niewidzialnie żonglując. Serce w Erneście przyczaiło się, przeistoczyło, — zaiste, w czyhającego tygrysa. Podglądał radośnie, a złowieszczo na coś czekał. Nic nie wiedział, co to teraz będzie, co przedsięweźmie, co tu za chwilę będzie wyprawiał. Nie wiedział, czy za chwilę nie skoczy, nie rozbije szyb we drzwiach pięściami i łbem